poniedziałek, 25 maja 2015
Magazyn Fantastyczny - THE BEST część 1
Taką okładkę nam Mariusz Gandzel przygotował. Patrzę na nią i nacieszyć się nie mogę. Mam nadzieję, że Wam też się podoba.
Niebawem podam pełny spis treści pierwszej antologii najlepszych (naszym zdaniem) tekstów z dwudziestu dotychczasowych numerów Magazynu Fantastycznego.
poniedziałek, 18 maja 2015
Femme fatale - Kazimierza Kyrcza Jr.
W oczekiwaniu na reaktywowany MF zamieszczamy recenzje książki Kazimierza Kyrcza Jr., autora, który nie raz gościł na naszych łamach.
Rzeczywistość
fatalna – Femme fatale Kazimierza Kyrcza Jr.
Wreszcie,
chciałoby się powiedzieć. Kazimierz Kyrcz Jr., krakowski pisarz i
jeden z najbardziej aktywnych piewców polskiej grozy literackiej,
doczekał się solowego zbioru opowiadań. Choć przeszedł już
chrzest bojowy pierwszej samodzielnej powieści, a i doczekał się
wyborów tekstów powstałych we współpracy z innymi autorami,
które spokojnie może sobie wpisać w autorskie CV jako
najwybitniejsze dokonania (zwłaszcza mówię tu o stworzonym w
telepatyczno-psychopatycznej więzi z Dawidem Kainem Chory,
chorszy, trup oraz przerażająco mrocznym Leku na lęk
napisanym wespół z Łukaszem Radeckim – klimatem najbliższym
zresztą omawianemu w tej recenzji zbiorkowi). Niemniej szkoda, by
krótkie formy, które Kyrcz tworzy solo – i których wypuszcza w
świat naprawdę ogromne ilości – nie doczekały się poświęconej
sobie publikacji zbiorczej. Z tym większą radością mogę donieść,
że Femme fatale to bardzo udana i spójna klimatycznie
wiązanka opowiadań pisarza. Mimo że pochodzą z różnych okresów
działalności Kyrcza (w większości z kilku ostatnich lat, ale
wieńczące wybór, kapitalne Zabłocie z 2009 roku, to tekst
sięgający relatywnie odległych już czasów współpracy Kyrcza z
Robertem Cichowlasem), prezentują sobą współgrające ze sobą
tematyczne, dojrzałe i indywidualne stylistycznie podejście do
grozy. Wszyscy, którzy uznali Podwójną pętlę za
zdecydowane odejście autora od horroru, mogą przy okazji zastanowić
się nad tą konstatacją ponownie. W piętnastu opowiadaniach
składających się na Femme fatale widać bowiem wyraźnie,
że Kyrcz od zawsze preferował wplatanie minimalistycznej,
oszczędnie serwowanej grozy w konwencję literatury obyczajowej, a
wrażenie odmienności Podwójnej pętli wzięło się li
tylko z wymogów formy, nieco innego rozłożenia akcentów na
przestrzeni dłuższego objętościowo dzieła.
Trzeba
zresztą od razu wskazać, że jeżeli horror to dla ciebie opowieści
o zmaganiach z demonicznymi siłami i inwazji nadprzyrodzonego na
naszą spokojną rzeczywistość, to Kyrcz nie dostarczy ci takiego
rodzaju grozy. W większości opowiadań z Femme fatale
brakuje pierwiastka paranormalnego, a jeśli autor uwzględnił tego
typu ingerencje spoza racjonalnie postrzeganego świata, to są one
zarysowane dość delikatnie, jako subtelne i niedookreślone tło,
nigdy nie stając się clou prezentowanej czytelnikowi historii. Co w
takim wypadku generuje więc przerażającą atmosferę, szok i
strach, tak nieodzowne dla literackiego (i nie tylko) horroru?
Głównym „antagonistą” i źródłem grozy w tekstach Kyrcza
jest nasza własna, zdawałoby się prozaiczna rzeczywistość... czy
raczej Rzeczywistość, bo wydaje się tu ona złowrogim istnieniem,
którego cel stanowi doprowadzenie uwikłanych w nią bohaterów do
samozagłady. Proza życia nie jest tu właśnie uładzoną
optymizmem i nadzieją na przyszłość trudną codziennością,
którą każdy z nas musi jakoś przeboleć. W ujęciu Kyrcza
przypomina raczej (napędzane jakimś rodzajem serwowanego z chłodną
premedytacją okrucieństwa) bagno, które sumą wszystkich ciężarów
i wybryków losu podtapia zwykłych ludzi w swoich brudnych wodach,
aż doprowadzi do ich zatonięcia, ostatecznego upadku. Kraków –
miejsce akcji, w którym rozgrywają się niemal wszystkie fabuły w
zbiorze (z wyjątkiem Hellady, która zabiera nas na chwilę
do słonecznej Grecji... Hellada zresztą jest jedynym tekstem
w zbiorze wykraczającym poza niezmiennie obecne czarne poczucie
humoru i przybierającym formę czystej farsy) – jest jakby
kumulacją wszystkich okropnych cech opresyjnej Rzeczywistości. Za
fasadą zwykłego miasta czają się nieprzeliczone ciemne sprawki i
niemożliwy do usunięcia, wrośnięty w nie brud, zaś szpetota i
nieprzychylna aura dawnej stolicy przefiltrowana przez perspektywę
zwichrowanych bohaterów nabiera wręcz metafizycznego charakteru...
Kraków jako Piekło? Hm, patrząc na twórczość licznych artystów
stamtąd pochodzących (mi cisną się na myśl porównania z
ostatnimi dokonaniami Gai Grzegorzewskiej czy innowacyjną w
oddawaniu ohydności realiów płytą blackmetalowego zespołu
Odraza), coś jest na rzeczy, a Kyrcz opisami i spostrzeżeniami
postaci ujmuje bardzo sprawnie mroczną naturę aglomeracji, w której
sam mieszka. Niekiedy wrogi charakter Rzeczywistości przybiera także
namacalną formę, wkradając się w architekturę samego Krakowa.
Napotkamy na ten zabieg w krótkim W dziurach drapaczy, gdzie
dwa będące swoim przeciwieństwem wieżowce posiadły moc
oddziaływania na ludzi. „Pałac” z Zabłocia –
śmierdzącą, poprzemysłową ruinę, w której rezyduje spełniający
marzenia za wysoką cenę menel – też można włączyć do zbioru
żyjących własnym życiem budowli.
A skoro
bohaterowie opowiadań Kyrcza muszą się mierzyć z tak pojmowaną
Rzeczywistością, będąc w walce z losem odgórnie skazani na
porażkę, nic dziwnego, że ich stan psychiczny jest kiepski i ze
strony na stronę pikuje ku mentalnemu dnu. Postacie zazwyczaj od
początku mają się źle przez przeciwności, z jakimi przyszło im
się mierzyć, i spotykamy je w momencie, gdy ich psychika zaczyna
się rozpadać pod wpływem przerażających czy wpędzających w
depresję totalną wydarzeń. Albo poznajemy je, gdy już są mocno i
od dawna osadzone w swoim szaleństwie – galeria psychopatów
występujących w Femme fatale jest więc obszerna i
zróżnicowana. Wykrzywienia słabego umysłu ludzkiego są
specjalnością autora, toteż niespecjalnie to zaskakuje. Co
zaskakuje, być może w niepokojący sposób, to fakt, że z
większością groźnych psychopatów stworzonych przez Kyrcza... nie
da się nie empatyzować (i nie bez powodu stawia on ich często na
pozycji „protagonisty”, nie tylko dlatego, że to wygodny punkt
wyjścia do analizy ich wykrzywień). Większość ma, niestety,
logiczne powody do popełniania swych zbrodni. Ich wejście w mrok
wynika wyłącznie z tego, czym nakarmiła ich bolesna egzystencja.
Taki jest Damian z otwierającego zbiór Bardziej, niż myślisz
– specyficznym kluczem dobierający ofiary Anioł Śmierci w vanie,
który próbuje naprawić skazę naszego współczesnego świata,
jaka zabrała mu ostatni promyczek sensu życia. Taka jest Jadwiga z
Randki w Ciemni, przemieniona w upiornie pragmatyczną
morderczynię przez męską brutalność i agresję seksualną. Taki
jest nawet Jano z Zabłocia, bez wahania idący na układy z
iście diabelską siłą, którego rozbita rodzina od początku nie
dawała mu nadziei na normalność i obranie w życiu odpowiedniego
azymutu. Potworów potwornych dla samej potworności czytelnik nie
znajdzie tu za wiele, a żaden bohater nie jest do końca niewinny,
niemal każdy ma przysłowiowego trupa w szafie (czasem w postaci win
przeszłości i skrzywień psychiki, czasem całkiem dosłownie).
Świetnie ukazana ironia losu, sprawiająca że ci ukrywający swoją
ciemną stronę mieszkańcy Krakowa stykają się ze sobą
dziwacznymi splotami przypadków, to wisienka na torcie, najlepiej
smakująca w opowiadaniu Nowa wanna. I nawet tytułowe
„kobiety fatalne” mają jakiś konkretny (choć nadnaturalny)
motyw, by łamać męskie serca i umysły – Koleiny oraz
Enen to teksty ciekawie odwracające ten zgrany archetyp.
Owszem, są i też bohaterowie winni tylko w ten sposób, że
zaplątali się w wirze wydarzeń, z których nie da się wyjść
obronną ręką, niesplamionym. Przykładem może być Remigiusz z
poruszającego, a przez to jednego z najlepszych w tomie opowiadania
Za ścianą. Nie przyczynia się on w żaden sposób do
rozwoju sytuacji, w jakiej się znalazł, ale powolna degradacja jego
umysłu stała się czymś nieuniknionym wobec niemożności wyrwania
się z zaciskającej się pętli... Postępująca choroba żony oraz
tajemnicze zjawiska skoncentrowane na jego maleńkiej córce,
sprawiają, że i on zacznie rozważać podsunięte mu jak na tacy
ostateczne wyjście (więcej nie można zdradzić wobec podwójnie
zaskakującego finału). Drugą taką zapadającą w pamięć
postacią jest protagonistka Przekraczając granice, również
kładącego na czytającym mocne obciążenie psychiczne tekstu,
której jeden nieumyślny błąd spycha ją w surrealistyczną matnię
mieszającą ze sobą obawę przed intymnymi kontaktami z
mężczyznami, poczucie winy i smutną prawdę o jej własnej
teraźniejszości. Co ciekawe, przy tym, że Rzeczywistość
nieodmiennie tłamsi czy niszczy bohaterów, nieważne czy
codziennością, czy tajemniczymi czynnikami spoza jej obrębu,
nadnaturalność sama w sobie staje się u Kyrcza często... bardzo
ucodzienniona. Wiecznie spłukana młodzież z Zabłocia
wykorzystuje złowieszczą postać zamieszkałą w okolicach nie by
ziściły się jakieś nieziemskie pragnienia, lecz by otrzymać
prozaiczny zastrzyk gotówki. Dręczeni klątwą niewyobrażalnego
pecha bohaterowie Kolein próbują radzić sobie z fatum
postępując zgodnie z iście chłopską (i przezabawną) logiką.
Kilka słów
należy także powiedzieć o technicznym aspektach opowiadań Kyrcza.
Jeżeli chodzi o styl, autor niezwykle dobrze czuje się w prostej,
niespecjalnie udziwnianej formie. Opisy są nieprzesadnie upiększane,
nie rozwijane ponad miarę i dosyć „użytkowe”, nie ma w nich
miejsca na niepotrzebne dygresje, odchodzenie od bezpośredniości i
konkretności. W dialogach dominuje zaś mowa potoczna, naturalnie
oddana, czasem lekko ubarwiona językowymi konstrukcjami pomysłu
samego pisarza – jako że Kyrcz pisze często z perspektywy
pierwszej osoby, w kilku opowiadaniach kolokwialność przenika poza
obręb rozmów i myśli postaci, do samej narracji. I także wychodzi
to zgrabnie, a szczytowym osiągnięciem autora w takim podejściu do
snucia opowieści jest nonszalancka, kąśliwa narracja w wykonaniu
antybohaterki Randki w ciemni. Powyższe cechy prozy
krakowskiego horrorysty sprawiają, że jego teksty pochłania się
łatwo, lecz także z apetytem – taką prostotę wbrew pozorom
trudno utrzymać, nie uszczknąwszy nic z wysokiego poziomu całości.
Nie znaczy to jednak, że Kyrcz w ogóle nie bawi się swoim
rzemiosłem. Sama Randka w Ciemni wyróżnia się z grona
klasycznie prowadzonych fabuł nielinearną konstrukcją, cofając
się od pewnego punktu coraz dalej w przeszłość. W Femme fatale
znajdziemy zaś sporo tekstów objętościowo mieszczących się w
kategorii flash fiction, które służą bardziej impresji,
niż przedstawianiu zwartej historii. Tutaj Kyrcz folguje sobie
eksperymentatorskim zapędom zarówno w kwestii stylu, jak i
konwencji. Pojawia się poetyckość, jak i chaotyczna bądź
poszarpana narracja, oddająca stan psychiczny bohaterów.
Interesujące, że im bardziej postać szalona, tym bardziej
kwiecisty staje się język, tym oryginalniejsza staje się forma
opisywania rzeczywistości – trzeba przyznać, w sumie ma to swój
sens i, co najistotniejsze, jest przekonujące. Warto w tym
kontekście napomknąć o Dualizmie, w którym autor
kunsztownie zabawił się... powtórzeniami, zarówno wyrazów, jak i
całych fraz. Przenikający wszystkie teksty, wspomniany już czarny,
sarkastyczno-wisielczy humor odciąża trochę depresyjny przekaz,
ubarwiając przy okazji scenki rodzajowe z życia bohaterów,
przyzdabiające oś intrygi. Klasą samą w sobie są oryginalne
porównania – zacytuję choćby: „Mój chłop jest przegrany jak
pirackie CD” lub: „prognoza [...] wisiała na Internecie niczym
samobójca na stryczku”. Fani krakowskiego pisarza spotkają się
też z mnóstwem charakterystycznych dla niego smaczków. Nie chodzi
tylko o pojawiające się w niemal każdym tekście nawiązania do
twórczości The Cure, ale nienachalne odwołania do akurat
zajmującej autora popkultury bieżącej, fragmenty wyraźnie
bazujące na obserwacjach i pokracznych sytuacjach z życia wziętych
czy nawiązania do medialnych spraw wstrząsających Polską i
szczególnie Krakowem, od Simona Mola do niewyjaśnionych morderstw,
nad którymi łamała sobie głowy krakowska policja.
Opowiadania
Kazimierza Kyrcza nie są, rzecz oczywista, pozbawione drobnych wad.
Niektórzy w ogóle nie będą akceptowali takiego podejścia do
literackiej grozy czy drogi stylizacyjnej obranej przez pisarza w
warstwie językowej. Trzeba też uczciwie przyznać, że zdarzają
się przewidywalne rozwiązania czy teksty domagające się
wyraźniejszego domknięcia (mi, jeśli mam wskazać osobiście coś
irytującego, nie podobało się nieco staromodne ukazanie Afryki
jako kolebki czarnej magii i demonicznego lądu, występujące w
dwóch opowiadaniach, a pachnące nieco kliszą typu „stary,
indiański cmentarz”). Niemniej brak w tym zbiorze poważnych
potknięć, gorsze fragmenty natomiast wypadają z pamięci, bowiem
utrzymujący się do ostatniej kropki, wciągający i udzielający
się mroczny klimat stanowi mocne spoiwo, nie pozwalające słabszym
momentom przysłonić zalet całości książki. Trzeba stanowczo
podkreślić – Femme fatale to doskonały przegląd
twórczości pisarza, jednocześnie będące dobrym do niej
wprowadzeniem dla nowych czytelników, jak i świetnym materiałem
dla entuzjastów jego prozy, podsycającym apetyt i dostrajającym
umysły czytelników do niewesołej, aczkolwiek naznaczonej
wspaniałą, indywidualistyczną wrażliwością wizji świata według
Kyrcza. W oczekiwaniu na kolejną solową powieść – niech ta
ukaże się więc jak najszybciej i rozwinie kierunek artystyczny,
jakiego możemy posmakować podczas lektury tych krótkich form.
Marek Grzywacz
niedziela, 10 maja 2015
"Magazyn Fantastyczny" - reaktywacja!
Co jakiś czas powraca temat
reaktywowania któregoś z pism poświęconych fantastyce, które
skupiały się na publikowaniu i promowaniu polskich autorów. Często
i ja dostaję na ten temat maile, jeszcze częściej temat wypływa
przy okazji różnych facebookowych czy forumowych dyskusji.
Postanowiłem więc odpowiedzieć na te apele i reaktywować „Magazyn
Fantastyczny”.
Stara zasada mówi, aby nie wchodzić
dwa razy do tej samej rzeki, więc nie może to być ta sama rzeka.
Po pierwsze: nowy MF nie będzie miał
dystrybucji kioskowej, ale dostępny będzie w księgarniach,
sklepach internetowych i w sprzedaży wysyłkowej.
Po drugie: nowy MF nie będzie
czasopismem, ale serią książek w formacie a5 i objętości 240-320
stron, wydawanych w ramach wspólnej serii zwanej „MF”.
Po trzecie: w ramach serii będą
ukazywać się zarówno zbiory opowiadań jak i powieści.
Docelowo będzie to miesięcznik, a
premiery kolejnych pozycji będziemy synchronizować z imprezami
fantastycznymi, na których będziemy obecni i na których będziemy
promować nowe tytuły.
W pierwszej kolejności wydamy dwie
antologie opowiadań złożone z najciekawszych naszym zdaniem,
dotychczas opublikowanych w MF, tekstów. Konsultacje z autorami
rozpoczniemy w nadchodzącym tygodniu, a wszystkich zainteresowanych
przyszłą współpracą zapraszamy na Warszawskie Targi Książki
14-18 maja na stoisko „Strefy Komiksu”.
sobota, 27 marca 2010
"Labirynty" Michał Cetnarowski - recenzja
Zapraszam do lektury recenzji Labiryntów.
.
Ziemia obiecana, Biel, tylko biel, Labirynty to opowiadania, w których bohaterowie otoczeni miłością najbliższych, wsłuchani w legendy o niezwykłych miejscach rezygnują ze swojego życia i ruszają ku nieznanemu. Znamienne jest, że autor zbioru pokazał nam ich jako postacie samotne. Ich samotność jest bardzo przejmująca, i to nie dlatego, że żyją w opuszczeniu. Wręcz przeciwnie, przy nich zawsze jest bliska osoba. Pisarz pokazuje, że człowiek, dokonując wyborów, skazany jest tylko na siebie. Całe ludzkie życie to stan chaosu, w którym człowiek musi walczyć, nie godząc się na to, co niesie mu ślepy los. Zgięty pod jego ciężarem, wciąż prze do przodu, nieustannie pokonując nowe przeszkody.
Ten tragizm ludzkiego bytu autor pięknie pokazał na przykładzie przewodnika górskiego w Biel, tylko biel, policjanta Davida Pollacka w Nexusie, Jeremiasza zabójcy w Czarnych stawach czy zrozpaczonego ojca chorej na nieuleczalną chorobę córeczki w Pieśni z doliny.
Autor Labiryntów stawia człowiekowi pomnik. Pomimo słabości ciała, przeciwności losu, uwikłania w życie codzienne, które go ogranicza i zniewala, człowiek jawi się nam jako piękna istota, która jest silna duchem, niezłomna, mająca pragnienia, podejmująca działanie nawet w obliczu niebezpieczeństw. Taki wizerunek człowieka krzepi i buduje, każe wierzyć w niego i w to, że oprócz okrucieństwa, agresji i chęci zabijania może wyzwolić w sobie to, co najlepsze, może złożyć ofiarę z siebie samego i walczyć o swoje ideały.
Styl Michała Cetnarowskiego jest bardzo charakterystyczny i na pewno nikt nie będzie miał trudności w rozpoznaniu jego utworów. Jego pisanie można porównać do obrazu zarejestrowanego kamerą filmową. Autor drobiazgowo i ze szczegółami, linijka po linijce zapisuje kartki papieru, rejestrując swoje pisarskie wizje. Stąd często jesteśmy torpedowani takimi samymi opisami, choć w różnych wariantach. Również wewnętrzny monolog i przeżycia bohaterów, na których autor się koncentruje, przedstawia w sposób, który przypomina rejestr strumienia świadomości. Nie zgadza się to z naszym własnym doświadczeniem, gdy jesteśmy podmiotami różnych uczuć i zdajemy sobie sprawę, jak w naszych umysłach kłębią się i mieszają różne emocje. Tę sztuczność i sztywność potęguje jeszcze bardziej nadmiar przenośni i porównań, które męczą, a miejscami wręcz irytują. Traci na tym przekaz i nastrój opowiadań.
Zauważyć można również pewien zabieg stylistyczny, którym pisarz nagminnie się posługuje. W większości opowiadań z uporem niczym mantrę powtarza te same zdania. Nie jest to rzecz nowa, bo stosowana przez niektórych pisarzy. Ich sens od biedy można uzasadnić w pierwszym opowiadaniu zbioru, pt. Droga na zachód, choćby dla oddania monotonii i szarości mijanego krajobrazu, ogłuszających i paraliżujących psychikę obrazów strasznych zniszczeń dokonanych przez wybuch bomby atomowej czy bezradności bohaterów wobec sytuacji. Natomiast niezrozumiałe i niepotrzebne jest stosowanie tych powtórzeń w innych opowiadaniach. A przecież widać, że Michał Cetnarowski potrafi pisać i nie musi się uciekać do takich manier. Tym bardziej że ma wspaniałą umiejętność tworzenia bardzo subtelnych scen odzwierciedlających uczucie miłości między kobietą i mężczyzną. Bez zbytecznych słów, oszczędnie opisuje intymne i delikatne sceny czułości, niemą tęsknotę postaci, ich znaczące gesty. Niewypowiedziane słowa mówią nam więcej niż mielone w kółko identyczne frazy. Wywołują aurę pięknego i cudownego uczucia miłości bohaterów, którego sami pragniemy i którego im zazdrościmy. Ten piękny nastrój uniesienia zastajemy w opowiadaniu Biel, tylko biel oraz Czarne stawy.
.
.
Książka Labirynty Michała Cetnarowskiego jest zbiorem opowiadań zawierającym jedenaście tekstów z gatunku fantastyki. Każdy jest odrębną i zamkniętą całością, w której bohaterowie żyjący w różnych miejscach i czasie opowiadają swoje historie. Wspólna jest im tylko jedna myśl, przesłanie, które autor chciał przekazać czytelnikom, ubierając je w różne warianty fabuły. A jest nią walka człowieka o siebie w codziennym życiu, niełatwym, bo pełnym bólu, wyrzeczeń, biedy, wojen. Złodziej i błazen w opowiadaniu Idąc w cieniu wieży ryzykuje życie, by spełnić swoje marzenia i pragnienia, a są nimi potrzeba posiadania rzeczy lepszych i pięknych.Ziemia obiecana, Biel, tylko biel, Labirynty to opowiadania, w których bohaterowie otoczeni miłością najbliższych, wsłuchani w legendy o niezwykłych miejscach rezygnują ze swojego życia i ruszają ku nieznanemu. Znamienne jest, że autor zbioru pokazał nam ich jako postacie samotne. Ich samotność jest bardzo przejmująca, i to nie dlatego, że żyją w opuszczeniu. Wręcz przeciwnie, przy nich zawsze jest bliska osoba. Pisarz pokazuje, że człowiek, dokonując wyborów, skazany jest tylko na siebie. Całe ludzkie życie to stan chaosu, w którym człowiek musi walczyć, nie godząc się na to, co niesie mu ślepy los. Zgięty pod jego ciężarem, wciąż prze do przodu, nieustannie pokonując nowe przeszkody.
Ten tragizm ludzkiego bytu autor pięknie pokazał na przykładzie przewodnika górskiego w Biel, tylko biel, policjanta Davida Pollacka w Nexusie, Jeremiasza zabójcy w Czarnych stawach czy zrozpaczonego ojca chorej na nieuleczalną chorobę córeczki w Pieśni z doliny.
Autor Labiryntów stawia człowiekowi pomnik. Pomimo słabości ciała, przeciwności losu, uwikłania w życie codzienne, które go ogranicza i zniewala, człowiek jawi się nam jako piękna istota, która jest silna duchem, niezłomna, mająca pragnienia, podejmująca działanie nawet w obliczu niebezpieczeństw. Taki wizerunek człowieka krzepi i buduje, każe wierzyć w niego i w to, że oprócz okrucieństwa, agresji i chęci zabijania może wyzwolić w sobie to, co najlepsze, może złożyć ofiarę z siebie samego i walczyć o swoje ideały.
Styl Michała Cetnarowskiego jest bardzo charakterystyczny i na pewno nikt nie będzie miał trudności w rozpoznaniu jego utworów. Jego pisanie można porównać do obrazu zarejestrowanego kamerą filmową. Autor drobiazgowo i ze szczegółami, linijka po linijce zapisuje kartki papieru, rejestrując swoje pisarskie wizje. Stąd często jesteśmy torpedowani takimi samymi opisami, choć w różnych wariantach. Również wewnętrzny monolog i przeżycia bohaterów, na których autor się koncentruje, przedstawia w sposób, który przypomina rejestr strumienia świadomości. Nie zgadza się to z naszym własnym doświadczeniem, gdy jesteśmy podmiotami różnych uczuć i zdajemy sobie sprawę, jak w naszych umysłach kłębią się i mieszają różne emocje. Tę sztuczność i sztywność potęguje jeszcze bardziej nadmiar przenośni i porównań, które męczą, a miejscami wręcz irytują. Traci na tym przekaz i nastrój opowiadań.
Zauważyć można również pewien zabieg stylistyczny, którym pisarz nagminnie się posługuje. W większości opowiadań z uporem niczym mantrę powtarza te same zdania. Nie jest to rzecz nowa, bo stosowana przez niektórych pisarzy. Ich sens od biedy można uzasadnić w pierwszym opowiadaniu zbioru, pt. Droga na zachód, choćby dla oddania monotonii i szarości mijanego krajobrazu, ogłuszających i paraliżujących psychikę obrazów strasznych zniszczeń dokonanych przez wybuch bomby atomowej czy bezradności bohaterów wobec sytuacji. Natomiast niezrozumiałe i niepotrzebne jest stosowanie tych powtórzeń w innych opowiadaniach. A przecież widać, że Michał Cetnarowski potrafi pisać i nie musi się uciekać do takich manier. Tym bardziej że ma wspaniałą umiejętność tworzenia bardzo subtelnych scen odzwierciedlających uczucie miłości między kobietą i mężczyzną. Bez zbytecznych słów, oszczędnie opisuje intymne i delikatne sceny czułości, niemą tęsknotę postaci, ich znaczące gesty. Niewypowiedziane słowa mówią nam więcej niż mielone w kółko identyczne frazy. Wywołują aurę pięknego i cudownego uczucia miłości bohaterów, którego sami pragniemy i którego im zazdrościmy. Ten piękny nastrój uniesienia zastajemy w opowiadaniu Biel, tylko biel oraz Czarne stawy.
Anna Marzec
.
czwartek, 18 marca 2010
"Zaksięgowani" Jakub Małecki - recenzja
Zapraszamy do lektury kolejnej recenzji z 17 numeru "Magazynu Fantastycznego".
.
Świat przedstawiony przeraża tak bardzo, bo rozpoznajemy go i odnajdujemy tam siebie samych w jego ponurej, szarej codzienności.
Większość bohaterów opowiadań to pracownicy agencji ubezpieczeniowych i korporacji finansowych, którzy nienawidzą się nawzajem, swoich przełożonych i siebie samych. Ich świat jest pełen wrogości, współzawodnictwa, zawiści i zazdrości. Autor przedstawił ich jako ludzi odrażających, bez kręgosłupa moralnego, zaniedbanych, często z nadwagą, objadających się tłustymi kurczakami z KFC, niemających osobistego życia lub niepotrafiących go sensownie urządzić. Pracują ponad miarę w totalnym zakłamaniu, oszukując i wykorzystując innych. Poraża brzydota ich codziennego życia, niezrozumienie otaczającego ich świata i zagubienie się w nim człowieka (Król Ruger na zbutwiałym tronie, Nic, Oko, Warszawa, Wybór). Możemy tylko ze smutkiem, przygnębieniem i rezygnacją przyglądać się ich egzystencji, której z pewnością nie chcielibyśmy być uczestnikami.
Gdyby autor Zaksięgowanych poprzestał na tej tematyce, jego zbiór opowiadań nie wyróżniałby się niczym szczególnym. Na szczęście pisarz poszukuje odpowiedzi na dręczące człowieka problemy egzystencjalne.
Dla przeciwwagi tych mrocznych obrazów w opowiadaniach Pocałunek białego chłopca, Każdy umiera za siebie, Za godzinę powinna tu być autor przedstawia ludzi prostych, pracujących w spokoju, którzy starają się żyć w zgodzie, harmonii i miłości. Ale i tu groza życia dosięga wszystkich, gdyż dla wyroków losu nie ma podziału na lepszych i gorszy. Umiera ukochany mąż, żona, kochanek, najdroższa córeczka, giną zamordowani koledzy z pracy, syn staje się kaleką.
W zbiorze Zaksięgowani aż roi się od pytań i poruszanych ważkich problemów. Obraz współczesnego nam dnia jest czarny, wstrętny, pełen obłudnych i fałszywych ludzi. Jeśli nawet zaczynamy postrzegać potwory - ludzi, to i tak nic nie możemy na to poradzić. Jesteśmy bezsilni wobec ich potęgi, sami uwikłani w ich losy i związani z nimi niewidzialnymi więzami. Pesymizm, jaki wyziera z każdej strony książki, jest przytłaczający.
Pisarz pokazuje, że tak naprawdę nie mamy wpływu na nasze życie. Jesteśmy świadkami i uczestnikami grozy życia. Czasami wkracza w nie przypadek, coś zmienia nasze życie w sposób gwałtowny i bolesny, a my nie jesteśmy w stanie ani tego zmienić, ani zatrzymać. To „coś” jest niezrozumiałe i niewytłumaczalne, potworne, raz na zawsze zmieniające nasze życie. Tragizm jest wpisany w ludzką egzystencję i nie ma od niego ucieczki. Ludzkie życie autor przyrównuje do szachownicy, na której toczy się gra nieznanych graczy. Albo masz szczęście, albo pecha. Jesteś tylko bezbronnym i bezsilnym obserwatorem, bo człowiek nie jest w stanie sam decydować o wszystkim, a niekiedy nie ma czasu na dokonywanie wyborów. Ludzkie decyzje to tylko odruchy, przy czym świadomość tej wiedzy jest ciężarem, który przytłacza i czyni życie codzienne jeszcze trudniejszym.
W tym kontekście bardzo interesująca i przemyślana jest struktura książki, która zaczyna się opowiadaniem pod znamiennym tytułem Szach, a kończy złowróżbnie brzmiącym tekstem pt. Mat.
Wielką zaletą zbioru Małeckiego jest fakt, że książka złożona z odrębnych opowiadań, mających różnych bohaterów, tworzy zamkniętą i spójną całość, snując jednocześnie pewną opowieść filozoficzną. Pierwsze i ostatnie opowiadanie niczym klamra spinają jedną historię, którą tworzą bohaterowie opowiadań, a którą jest życie. Nieważne, czy w toku dyskusji filozoficznych poglądy autora obroniłyby się, czy też nie. Liczą się jego celne spostrzeżenia, interesujące myśli i uwagi, które wracają do nas echem i zmuszają do refleksji. To one czynią z książki ciekawą i wartościową lekturę i choć nie wnoszą do naszego życia nadziei i radości, ba, wręcz epatują smutkiem, mrokiem i przygnębieniem, to czyż nie zawierają uniwersalnych prawd o życiu?
.
.
Zaksięgowani Jakuba Małeckiego to bardzo udany zbiór opowiadań zawierających elementy z gatunku grozy i fantastyki. Niektóre pomysły są wtórne, ale większość jest oryginalna i interesująca. Bardzo plastyczne i oddziaływające na wyobraźnię opisy przyrody i krajobrazu miejskiego („oszronione palce magików”), wyróżniają się niebanalnymi porównaniami i epitetami, nienarzucającymi się grafomańskimi skojarzeniami. Autor umiejętnie buduje nastrój grozy i wpływa na nasze emocje. I nie są to uczucia strachu czy przerażenia wywołane pojawieniem się nienaturalnych i niezrozumiałych dla ludzkiego umysłu, wykraczających poza wszelkie ziemskie doświadczenie stworów, których jest dość sporo: Baba, Oko, czarty, Biały Chłopiec, król Ruger, Świetlista, itd. Nie one jednak straszą, gdyż nie towarzyszy im wrażenie realizmu, namacalności ich bytowania w ludzkim realnym świecie. Wydaje się, że zostały powołane do istnienia, by dać wyraz chorej wyobraźni zepsutego do cna człowieka, że są szeptem tkwiącego w nim zła. Świat przedstawiony przeraża tak bardzo, bo rozpoznajemy go i odnajdujemy tam siebie samych w jego ponurej, szarej codzienności.
Większość bohaterów opowiadań to pracownicy agencji ubezpieczeniowych i korporacji finansowych, którzy nienawidzą się nawzajem, swoich przełożonych i siebie samych. Ich świat jest pełen wrogości, współzawodnictwa, zawiści i zazdrości. Autor przedstawił ich jako ludzi odrażających, bez kręgosłupa moralnego, zaniedbanych, często z nadwagą, objadających się tłustymi kurczakami z KFC, niemających osobistego życia lub niepotrafiących go sensownie urządzić. Pracują ponad miarę w totalnym zakłamaniu, oszukując i wykorzystując innych. Poraża brzydota ich codziennego życia, niezrozumienie otaczającego ich świata i zagubienie się w nim człowieka (Król Ruger na zbutwiałym tronie, Nic, Oko, Warszawa, Wybór). Możemy tylko ze smutkiem, przygnębieniem i rezygnacją przyglądać się ich egzystencji, której z pewnością nie chcielibyśmy być uczestnikami.
Gdyby autor Zaksięgowanych poprzestał na tej tematyce, jego zbiór opowiadań nie wyróżniałby się niczym szczególnym. Na szczęście pisarz poszukuje odpowiedzi na dręczące człowieka problemy egzystencjalne.
Dla przeciwwagi tych mrocznych obrazów w opowiadaniach Pocałunek białego chłopca, Każdy umiera za siebie, Za godzinę powinna tu być autor przedstawia ludzi prostych, pracujących w spokoju, którzy starają się żyć w zgodzie, harmonii i miłości. Ale i tu groza życia dosięga wszystkich, gdyż dla wyroków losu nie ma podziału na lepszych i gorszy. Umiera ukochany mąż, żona, kochanek, najdroższa córeczka, giną zamordowani koledzy z pracy, syn staje się kaleką.
W zbiorze Zaksięgowani aż roi się od pytań i poruszanych ważkich problemów. Obraz współczesnego nam dnia jest czarny, wstrętny, pełen obłudnych i fałszywych ludzi. Jeśli nawet zaczynamy postrzegać potwory - ludzi, to i tak nic nie możemy na to poradzić. Jesteśmy bezsilni wobec ich potęgi, sami uwikłani w ich losy i związani z nimi niewidzialnymi więzami. Pesymizm, jaki wyziera z każdej strony książki, jest przytłaczający.
Pisarz pokazuje, że tak naprawdę nie mamy wpływu na nasze życie. Jesteśmy świadkami i uczestnikami grozy życia. Czasami wkracza w nie przypadek, coś zmienia nasze życie w sposób gwałtowny i bolesny, a my nie jesteśmy w stanie ani tego zmienić, ani zatrzymać. To „coś” jest niezrozumiałe i niewytłumaczalne, potworne, raz na zawsze zmieniające nasze życie. Tragizm jest wpisany w ludzką egzystencję i nie ma od niego ucieczki. Ludzkie życie autor przyrównuje do szachownicy, na której toczy się gra nieznanych graczy. Albo masz szczęście, albo pecha. Jesteś tylko bezbronnym i bezsilnym obserwatorem, bo człowiek nie jest w stanie sam decydować o wszystkim, a niekiedy nie ma czasu na dokonywanie wyborów. Ludzkie decyzje to tylko odruchy, przy czym świadomość tej wiedzy jest ciężarem, który przytłacza i czyni życie codzienne jeszcze trudniejszym.
W tym kontekście bardzo interesująca i przemyślana jest struktura książki, która zaczyna się opowiadaniem pod znamiennym tytułem Szach, a kończy złowróżbnie brzmiącym tekstem pt. Mat.
Wielką zaletą zbioru Małeckiego jest fakt, że książka złożona z odrębnych opowiadań, mających różnych bohaterów, tworzy zamkniętą i spójną całość, snując jednocześnie pewną opowieść filozoficzną. Pierwsze i ostatnie opowiadanie niczym klamra spinają jedną historię, którą tworzą bohaterowie opowiadań, a którą jest życie. Nieważne, czy w toku dyskusji filozoficznych poglądy autora obroniłyby się, czy też nie. Liczą się jego celne spostrzeżenia, interesujące myśli i uwagi, które wracają do nas echem i zmuszają do refleksji. To one czynią z książki ciekawą i wartościową lekturę i choć nie wnoszą do naszego życia nadziei i radości, ba, wręcz epatują smutkiem, mrokiem i przygnębieniem, to czyż nie zawierają uniwersalnych prawd o życiu?
Anna Marzec
czwartek, 11 marca 2010
Dzikus - recenzja
Zapraszamy do lektury recenzji "Dzikusa" , która ukazała się w 17 numerze MF.
Czekamy na komentarze czytelników.
Dzikus D. Almonda nie jest ani opowiadaniem, ani komiksem, lecz bardzo interesującym połączeniem obu tych gatunków artystycznych. Książka zawiera jedenaście części, a każda z nich ma tytuł odpowiadający kolejnym liczbom od „Jeden”, „Dwa”, „Trzy”, itd. aż do „Jedenaście”. Niektóre zawierają tylko tekst, inne wypełniają obrazki komiksowe, jeszcze inne tekst i rysunki. Obok siebie współistnieją więc dwie warstwy: literacka i plastyczna, w czym dostrzec można analogię z komiksem, w którym słowo oddziałuje na obraz, a obraz na słowo. Tylko że tutaj warstwa plastyczna nie współtworzy sensu komiksu, ale sama jest komiksem. Przypuszczenie więc, że ten fenomen gatunkowy to jakiś metakomiks nie ma racji bytu. Wydawać by się mogło, że Dzikus ma cechy właściwe dla prekomiksu, jakim są np. Przygody Koziołka Matołka K. Makuszyńskiego i M. Walentynowicza, w którym tekst jest tak samo czytelny bez rysunków, jak rysunki bez teksu. Nie zawsze sprawdza się ta zasada w przypadku Dzikusa. W niektórych częściach komiks jest kontynuacją tekstu literackiego albo też występując samodzielnie, snuje opowieść. Może więc warto pozostać przy stwierdzeniu, że Dzikus jest niezwykłą hybrydą, której warstwa wizualna w formie komiksu w sposób znaczący podkreśla różnorodność i siłę emocji, i wartości estetycznych.
Autorem rysunków jest znany na całym świecie artysta Dave McKean. Niektóre z nich wypełniają całe strony książki, ilustrując tekst, inne przypominają kadry filmowe. Ustawione obok siebie przedstawiają tę samą postać, za każdym razem w trochę innym położeniu, co wywołuje efekt ruchu. Kadry są zaznaczone nieregularną, czarną i grubą linią lub białymi nierównymi paskami, które tworzą obramowanie rysunków. W komiksie prawie wcale nie zastosowano dymków dialogowych. Większość tekstu umieszczona została na rysunkach i swoją formą przypomina opowiadanie. Zdania są zbudowane niepoprawnie stylistycznie i gramatycznie, pełno w nich błędów ortograficznych. Celem tego zabiegu jest przekonanie czytelnika, że ich autorem jest mały chłopiec. Dużo jest zbliżeń postaci i jej anatomicznych szczegółów: ręki, oczu, twarzy, ust. Artysta nie dba o idealne wykończenie rysunków, raczej skupia się na ogólnej sylwetce postaci, lekko ją deformując. Kilkoma kreskami maluje mimikę twarzy, a jej wyraz jest tak oczywisty, że bez trudu można odczytać wszystkie emocje. Posługując się monochromatyczną kolorystyką utrzymaną w odcieniach koloru niebieskiego i zielonego, dopełnia całość, wywołując wrażenie autentyczności uczuć bohatera, dzięki czemu udaje się artystom stworzyć niepowtarzalny żałobny i pełen smutku nastrój opowieści.
Ten nastrój wywołują ból, cierpienie, poczucie niesprawiedliwości, samotność, żal i rozgoryczenie, które narastają w chłopcu Blu Bakerze po nagłej śmierci ojca. Chłopiec nie potrafi wyrazić ani opisać smutku, jaki odczuwa, mimo wielu prób podejmowanych przez szkolną psycholog.
W końcu w tajemnicy przed wszystkimi zaczyna opisywać i rysować historię małego dzikusa, który żyje głęboko w jamie pod kościołem, niedaleko miasteczka, w którym mieszka Blu z mamą i malutką siostrzyczką. Dzikus jest chłopcem, który nie umie mówić, nie wie skąd pochodzi, żyje samotnie, je to, co znajdzie, potrafi też zabić i jeść ludzkie mięso. Tylko fizycznie przypomina człowieka. Bohater komiksowy jest niczym alter ego chłopca, ucieleśnieniem jego tłumionych i niewypowiedzianych emocji i uczuć, głównie wściekłości, złości i nienawiści. Blu wykorzystuje go w świecie imaginacji do rozwiązania prawdziwych problemów szkolnych. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy Blu umieszcza siebie i swoją siostrę Jess w opowiadanej historii komiksowej. Dzikus zaczyna rozumieć, że świat dzieli się na ludzi dobrych i złych. Łagodnieje, uczy się mówić, doznaje radości, tkliwości, a nawet miłości. W książce bardzo wyraźnie podkreślono realność zdarzeń, konfrontując je z fikcją świata przedstawionego, którego bohaterem jest dzikus. W miarę rozwoju akcji ten zdecydowany podział dwóch światów ulega zatarciu. Świat pozoru i fantazji zaczyna przebijać do świata rzeczywistego, by w końcu wzbudzić niepewność w czytelniku i zdezorientować go w odczuciu tego, co jest realne, a co iluzoryczne. Tak się dzieje, gdy dochodzi do spotkania Blu i dzikusa w realnym świecie. Świat rzeczywisty i wyimaginowany przenikają się wzajemnie, wywołując wrażenie realności przedstawionego fikcyjnego świata. Gdy chłopiec zdaje sobie sprawę, że on i dzikus są jedną osobą, odczuwa ukojenie. Jest to moment bardzo znaczący i metaforyczny w książce, uświadamiający, że człowiek jest całością, w której kumulują się doświadczane przeżycia, oniryczne i eskapistyczne potrzeby, nieznane żądze. Ta wiedza jest ważna i istotna dla każdego człowieka, bo pozwala zrozumieć i poznać siebie.
Po latach chłopiec jest gotowy do podzielenia się ze swoją mamą historią, którą wówczas napisał i narysował. To znak, że nie ma już w nim buntu, zaś smutek nie jest tak wielki jak kiedyś.
Pomimo trudnej i przygnębiającej tematyki książki artystom udało się stworzyć piękną i wzruszającą historię, która ostatecznie napawa nadzieją i nie pozwala na pesymizm. Życie wciąż zaskakuje niezrozumiałymi i gwałtownymi wydarzeniami, które zmieniają i burzą ludzkie życie, czyniąc je nieznośnym i strasznym. Pozostaje wiara w siebie i innych ludzi, tych najbliższych i kochających, którzy z troską, wyczuciem, mądrością i miłością pomogą w trudnych chwilach.
Książka jest świetnym przykładem terapii problemów emocjonalnych i psychicznych. Własne twórcze działanie może być tym sposobem, dzięki któremu, tak jak to ma miejsce w omawianej książce, osoba uzewnętrzni emocje, by pokonać ból i znów jak mały Blu mówi - „spojrzeć przed siebie”. Już dwa i pół tysiąca lat temu starożytny filozof grecki Arystoteles mówił o oczyszczającej i terapeutycznej roli tragedii, która pozwala rozładować i oczyścić się z niektórych uczuć i emocji.
Dzikus jest również dowodem na to, jak wspaniale można połączyć opowiadanie z komiksem. Komiks jest gatunkiem artystycznym, o którym krążą różne kontrowersyjne opinie. Niektóre z nich są bolesne i niesprawiedliwe. Często rodzą się z ignorancji i niezrozumienia, nie pozwalają w pełni docenić walorów tej dziedziny sztuki. Może więc ta pozycja pozwoli uwierzyć wszystkim, którzy nieufnie i niechętnie oceniają komiks, w jego siłę wyrazu i możliwości artystyczne.
Anna Marzec
.
wtorek, 9 marca 2010
Kwalifikacje
Na obecną chwilę mamy już przeczytane wszystkie teksty, które spłynęły do nas do 03.03.2010.
Większość z Was dostała już odpowiedzi, ale część (blisko 50 osób), musi jeszcze chwilę poczekać. W związku z tym, że dostajemy bardzo dużo opowiadań, musieliśmy wprowadzić dodatkowy stopień kwalifikacji. Nie ma innego wyjścia, gdyż ilość zaakceptowanych tekstów znacznie przekroczyła nasze możliwości ich publikacji (a nie ma sensu, by tekst czekał na druk kilka lat).
Dlatego z około 50 opowiadań wstępnie zakwalifikowanych do druku wybraliśmy 9 pewniaków, zaś z reszty będziemy musieli odrzucić połowę.
Ani ja, ani pani Leszczyńska nie możemy tego zrobić, ponieważ zgodnie uważamy, że każde z tych opowiadań zasługuje na publikację i w zasadzie moglibyśmy dobierać je losowo. Dlatego do pracy włączyła się kolejna osoba, od lat zajmująca się redakcją tekstów, która nam w tym pomoże.
Myślę, że do połowy marca uporamy się z tym zadaniem. Wtedy też podam spis treści 18 numeru “Magazynu Fantastycznego”.
Większość z Was dostała już odpowiedzi, ale część (blisko 50 osób), musi jeszcze chwilę poczekać. W związku z tym, że dostajemy bardzo dużo opowiadań, musieliśmy wprowadzić dodatkowy stopień kwalifikacji. Nie ma innego wyjścia, gdyż ilość zaakceptowanych tekstów znacznie przekroczyła nasze możliwości ich publikacji (a nie ma sensu, by tekst czekał na druk kilka lat).
Dlatego z około 50 opowiadań wstępnie zakwalifikowanych do druku wybraliśmy 9 pewniaków, zaś z reszty będziemy musieli odrzucić połowę.
Ani ja, ani pani Leszczyńska nie możemy tego zrobić, ponieważ zgodnie uważamy, że każde z tych opowiadań zasługuje na publikację i w zasadzie moglibyśmy dobierać je losowo. Dlatego do pracy włączyła się kolejna osoba, od lat zajmująca się redakcją tekstów, która nam w tym pomoże.
Myślę, że do połowy marca uporamy się z tym zadaniem. Wtedy też podam spis treści 18 numeru “Magazynu Fantastycznego”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)