poniedziałek, 18 maja 2015

Femme fatale - Kazimierza Kyrcza Jr.

W oczekiwaniu na reaktywowany MF zamieszczamy recenzje książki Kazimierza Kyrcza Jr., autora, który nie raz gościł na naszych łamach.

Rzeczywistość fatalna – Femme fatale Kazimierza Kyrcza Jr.


Wreszcie, chciałoby się powiedzieć. Kazimierz Kyrcz Jr., krakowski pisarz i jeden z najbardziej aktywnych piewców polskiej grozy literackiej, doczekał się solowego zbioru opowiadań. Choć przeszedł już chrzest bojowy pierwszej samodzielnej powieści, a i doczekał się wyborów tekstów powstałych we współpracy z innymi autorami, które spokojnie może sobie wpisać w autorskie CV jako najwybitniejsze dokonania (zwłaszcza mówię tu o stworzonym w telepatyczno-psychopatycznej więzi z Dawidem Kainem Chory, chorszy, trup oraz przerażająco mrocznym Leku na lęk napisanym wespół z Łukaszem Radeckim – klimatem najbliższym zresztą omawianemu w tej recenzji zbiorkowi). Niemniej szkoda, by krótkie formy, które Kyrcz tworzy solo – i których wypuszcza w świat naprawdę ogromne ilości – nie doczekały się poświęconej sobie publikacji zbiorczej. Z tym większą radością mogę donieść, że Femme fatale to bardzo udana i spójna klimatycznie wiązanka opowiadań pisarza. Mimo że pochodzą z różnych okresów działalności Kyrcza (w większości z kilku ostatnich lat, ale wieńczące wybór, kapitalne Zabłocie z 2009 roku, to tekst sięgający relatywnie odległych już czasów współpracy Kyrcza z Robertem Cichowlasem), prezentują sobą współgrające ze sobą tematyczne, dojrzałe i indywidualne stylistycznie podejście do grozy. Wszyscy, którzy uznali Podwójną pętlę za zdecydowane odejście autora od horroru, mogą przy okazji zastanowić się nad tą konstatacją ponownie. W piętnastu opowiadaniach składających się na Femme fatale widać bowiem wyraźnie, że Kyrcz od zawsze preferował wplatanie minimalistycznej, oszczędnie serwowanej grozy w konwencję literatury obyczajowej, a wrażenie odmienności Podwójnej pętli wzięło się li tylko z wymogów formy, nieco innego rozłożenia akcentów na przestrzeni dłuższego objętościowo dzieła.
Trzeba zresztą od razu wskazać, że jeżeli horror to dla ciebie opowieści o zmaganiach z demonicznymi siłami i inwazji nadprzyrodzonego na naszą spokojną rzeczywistość, to Kyrcz nie dostarczy ci takiego rodzaju grozy. W większości opowiadań z Femme fatale brakuje pierwiastka paranormalnego, a jeśli autor uwzględnił tego typu ingerencje spoza racjonalnie postrzeganego świata, to są one zarysowane dość delikatnie, jako subtelne i niedookreślone tło, nigdy nie stając się clou prezentowanej czytelnikowi historii. Co w takim wypadku generuje więc przerażającą atmosferę, szok i strach, tak nieodzowne dla literackiego (i nie tylko) horroru? Głównym „antagonistą” i źródłem grozy w tekstach Kyrcza jest nasza własna, zdawałoby się prozaiczna rzeczywistość... czy raczej Rzeczywistość, bo wydaje się tu ona złowrogim istnieniem, którego cel stanowi doprowadzenie uwikłanych w nią bohaterów do samozagłady. Proza życia nie jest tu właśnie uładzoną optymizmem i nadzieją na przyszłość trudną codziennością, którą każdy z nas musi jakoś przeboleć. W ujęciu Kyrcza przypomina raczej (napędzane jakimś rodzajem serwowanego z chłodną premedytacją okrucieństwa) bagno, które sumą wszystkich ciężarów i wybryków losu podtapia zwykłych ludzi w swoich brudnych wodach, aż doprowadzi do ich zatonięcia, ostatecznego upadku. Kraków – miejsce akcji, w którym rozgrywają się niemal wszystkie fabuły w zbiorze (z wyjątkiem Hellady, która zabiera nas na chwilę do słonecznej Grecji... Hellada zresztą jest jedynym tekstem w zbiorze wykraczającym poza niezmiennie obecne czarne poczucie humoru i przybierającym formę czystej farsy) – jest jakby kumulacją wszystkich okropnych cech opresyjnej Rzeczywistości. Za fasadą zwykłego miasta czają się nieprzeliczone ciemne sprawki i niemożliwy do usunięcia, wrośnięty w nie brud, zaś szpetota i nieprzychylna aura dawnej stolicy przefiltrowana przez perspektywę zwichrowanych bohaterów nabiera wręcz metafizycznego charakteru... Kraków jako Piekło? Hm, patrząc na twórczość licznych artystów stamtąd pochodzących (mi cisną się na myśl porównania z ostatnimi dokonaniami Gai Grzegorzewskiej czy innowacyjną w oddawaniu ohydności realiów płytą blackmetalowego zespołu Odraza), coś jest na rzeczy, a Kyrcz opisami i spostrzeżeniami postaci ujmuje bardzo sprawnie mroczną naturę aglomeracji, w której sam mieszka. Niekiedy wrogi charakter Rzeczywistości przybiera także namacalną formę, wkradając się w architekturę samego Krakowa. Napotkamy na ten zabieg w krótkim W dziurach drapaczy, gdzie dwa będące swoim przeciwieństwem wieżowce posiadły moc oddziaływania na ludzi. „Pałac” z Zabłocia – śmierdzącą, poprzemysłową ruinę, w której rezyduje spełniający marzenia za wysoką cenę menel – też można włączyć do zbioru żyjących własnym życiem budowli.
A skoro bohaterowie opowiadań Kyrcza muszą się mierzyć z tak pojmowaną Rzeczywistością, będąc w walce z losem odgórnie skazani na porażkę, nic dziwnego, że ich stan psychiczny jest kiepski i ze strony na stronę pikuje ku mentalnemu dnu. Postacie zazwyczaj od początku mają się źle przez przeciwności, z jakimi przyszło im się mierzyć, i spotykamy je w momencie, gdy ich psychika zaczyna się rozpadać pod wpływem przerażających czy wpędzających w depresję totalną wydarzeń. Albo poznajemy je, gdy już są mocno i od dawna osadzone w swoim szaleństwie – galeria psychopatów występujących w Femme fatale jest więc obszerna i zróżnicowana. Wykrzywienia słabego umysłu ludzkiego są specjalnością autora, toteż niespecjalnie to zaskakuje. Co zaskakuje, być może w niepokojący sposób, to fakt, że z większością groźnych psychopatów stworzonych przez Kyrcza... nie da się nie empatyzować (i nie bez powodu stawia on ich często na pozycji „protagonisty”, nie tylko dlatego, że to wygodny punkt wyjścia do analizy ich wykrzywień). Większość ma, niestety, logiczne powody do popełniania swych zbrodni. Ich wejście w mrok wynika wyłącznie z tego, czym nakarmiła ich bolesna egzystencja. Taki jest Damian z otwierającego zbiór Bardziej, niż myślisz – specyficznym kluczem dobierający ofiary Anioł Śmierci w vanie, który próbuje naprawić skazę naszego współczesnego świata, jaka zabrała mu ostatni promyczek sensu życia. Taka jest Jadwiga z Randki w Ciemni, przemieniona w upiornie pragmatyczną morderczynię przez męską brutalność i agresję seksualną. Taki jest nawet Jano z Zabłocia, bez wahania idący na układy z iście diabelską siłą, którego rozbita rodzina od początku nie dawała mu nadziei na normalność i obranie w życiu odpowiedniego azymutu. Potworów potwornych dla samej potworności czytelnik nie znajdzie tu za wiele, a żaden bohater nie jest do końca niewinny, niemal każdy ma przysłowiowego trupa w szafie (czasem w postaci win przeszłości i skrzywień psychiki, czasem całkiem dosłownie). Świetnie ukazana ironia losu, sprawiająca że ci ukrywający swoją ciemną stronę mieszkańcy Krakowa stykają się ze sobą dziwacznymi splotami przypadków, to wisienka na torcie, najlepiej smakująca w opowiadaniu Nowa wanna. I nawet tytułowe „kobiety fatalne” mają jakiś konkretny (choć nadnaturalny) motyw, by łamać męskie serca i umysły – Koleiny oraz Enen to teksty ciekawie odwracające ten zgrany archetyp. Owszem, są i też bohaterowie winni tylko w ten sposób, że zaplątali się w wirze wydarzeń, z których nie da się wyjść obronną ręką, niesplamionym. Przykładem może być Remigiusz z poruszającego, a przez to jednego z najlepszych w tomie opowiadania Za ścianą. Nie przyczynia się on w żaden sposób do rozwoju sytuacji, w jakiej się znalazł, ale powolna degradacja jego umysłu stała się czymś nieuniknionym wobec niemożności wyrwania się z zaciskającej się pętli... Postępująca choroba żony oraz tajemnicze zjawiska skoncentrowane na jego maleńkiej córce, sprawiają, że i on zacznie rozważać podsunięte mu jak na tacy ostateczne wyjście (więcej nie można zdradzić wobec podwójnie zaskakującego finału). Drugą taką zapadającą w pamięć postacią jest protagonistka Przekraczając granice, również kładącego na czytającym mocne obciążenie psychiczne tekstu, której jeden nieumyślny błąd spycha ją w surrealistyczną matnię mieszającą ze sobą obawę przed intymnymi kontaktami z mężczyznami, poczucie winy i smutną prawdę o jej własnej teraźniejszości. Co ciekawe, przy tym, że Rzeczywistość nieodmiennie tłamsi czy niszczy bohaterów, nieważne czy codziennością, czy tajemniczymi czynnikami spoza jej obrębu, nadnaturalność sama w sobie staje się u Kyrcza często... bardzo ucodzienniona. Wiecznie spłukana młodzież z Zabłocia wykorzystuje złowieszczą postać zamieszkałą w okolicach nie by ziściły się jakieś nieziemskie pragnienia, lecz by otrzymać prozaiczny zastrzyk gotówki. Dręczeni klątwą niewyobrażalnego pecha bohaterowie Kolein próbują radzić sobie z fatum postępując zgodnie z iście chłopską (i przezabawną) logiką.
Kilka słów należy także powiedzieć o technicznym aspektach opowiadań Kyrcza. Jeżeli chodzi o styl, autor niezwykle dobrze czuje się w prostej, niespecjalnie udziwnianej formie. Opisy są nieprzesadnie upiększane, nie rozwijane ponad miarę i dosyć „użytkowe”, nie ma w nich miejsca na niepotrzebne dygresje, odchodzenie od bezpośredniości i konkretności. W dialogach dominuje zaś mowa potoczna, naturalnie oddana, czasem lekko ubarwiona językowymi konstrukcjami pomysłu samego pisarza – jako że Kyrcz pisze często z perspektywy pierwszej osoby, w kilku opowiadaniach kolokwialność przenika poza obręb rozmów i myśli postaci, do samej narracji. I także wychodzi to zgrabnie, a szczytowym osiągnięciem autora w takim podejściu do snucia opowieści jest nonszalancka, kąśliwa narracja w wykonaniu antybohaterki Randki w ciemni. Powyższe cechy prozy krakowskiego horrorysty sprawiają, że jego teksty pochłania się łatwo, lecz także z apetytem – taką prostotę wbrew pozorom trudno utrzymać, nie uszczknąwszy nic z wysokiego poziomu całości. Nie znaczy to jednak, że Kyrcz w ogóle nie bawi się swoim rzemiosłem. Sama Randka w Ciemni wyróżnia się z grona klasycznie prowadzonych fabuł nielinearną konstrukcją, cofając się od pewnego punktu coraz dalej w przeszłość. W Femme fatale znajdziemy zaś sporo tekstów objętościowo mieszczących się w kategorii flash fiction, które służą bardziej impresji, niż przedstawianiu zwartej historii. Tutaj Kyrcz folguje sobie eksperymentatorskim zapędom zarówno w kwestii stylu, jak i konwencji. Pojawia się poetyckość, jak i chaotyczna bądź poszarpana narracja, oddająca stan psychiczny bohaterów. Interesujące, że im bardziej postać szalona, tym bardziej kwiecisty staje się język, tym oryginalniejsza staje się forma opisywania rzeczywistości – trzeba przyznać, w sumie ma to swój sens i, co najistotniejsze, jest przekonujące. Warto w tym kontekście napomknąć o Dualizmie, w którym autor kunsztownie zabawił się... powtórzeniami, zarówno wyrazów, jak i całych fraz. Przenikający wszystkie teksty, wspomniany już czarny, sarkastyczno-wisielczy humor odciąża trochę depresyjny przekaz, ubarwiając przy okazji scenki rodzajowe z życia bohaterów, przyzdabiające oś intrygi. Klasą samą w sobie są oryginalne porównania – zacytuję choćby: „Mój chłop jest przegrany jak pirackie CD” lub: „prognoza [...] wisiała na Internecie niczym samobójca na stryczku”. Fani krakowskiego pisarza spotkają się też z mnóstwem charakterystycznych dla niego smaczków. Nie chodzi tylko o pojawiające się w niemal każdym tekście nawiązania do twórczości The Cure, ale nienachalne odwołania do akurat zajmującej autora popkultury bieżącej, fragmenty wyraźnie bazujące na obserwacjach i pokracznych sytuacjach z życia wziętych czy nawiązania do medialnych spraw wstrząsających Polską i szczególnie Krakowem, od Simona Mola do niewyjaśnionych morderstw, nad którymi łamała sobie głowy krakowska policja.

Opowiadania Kazimierza Kyrcza nie są, rzecz oczywista, pozbawione drobnych wad. Niektórzy w ogóle nie będą akceptowali takiego podejścia do literackiej grozy czy drogi stylizacyjnej obranej przez pisarza w warstwie językowej. Trzeba też uczciwie przyznać, że zdarzają się przewidywalne rozwiązania czy teksty domagające się wyraźniejszego domknięcia (mi, jeśli mam wskazać osobiście coś irytującego, nie podobało się nieco staromodne ukazanie Afryki jako kolebki czarnej magii i demonicznego lądu, występujące w dwóch opowiadaniach, a pachnące nieco kliszą typu „stary, indiański cmentarz”). Niemniej brak w tym zbiorze poważnych potknięć, gorsze fragmenty natomiast wypadają z pamięci, bowiem utrzymujący się do ostatniej kropki, wciągający i udzielający się mroczny klimat stanowi mocne spoiwo, nie pozwalające słabszym momentom przysłonić zalet całości książki. Trzeba stanowczo podkreślić – Femme fatale to doskonały przegląd twórczości pisarza, jednocześnie będące dobrym do niej wprowadzeniem dla nowych czytelników, jak i świetnym materiałem dla entuzjastów jego prozy, podsycającym apetyt i dostrajającym umysły czytelników do niewesołej, aczkolwiek naznaczonej wspaniałą, indywidualistyczną wrażliwością wizji świata według Kyrcza. W oczekiwaniu na kolejną solową powieść – niech ta ukaże się więc jak najszybciej i rozwinie kierunek artystyczny, jakiego możemy posmakować podczas lektury tych krótkich form.
Marek Grzywacz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz